Pochyby [Polish translation]

Songs   2024-12-20 19:30:09

Pochyby [Polish translation]

Młody, dwadzieścia dziewięć lat i dziewięć miesięcy,

Za stary, by oglądać świat z perspektywy dzieci,

Za młody, bym dojrzał, ile każdy z was zasług ma,

Zbyt głuchy, bym udawał, że swym uszom ufam,

Mówię do was.

Wzrost bliski kozła a uśmiech fałszywy

I usta pełne skrzepów w nagrodę za zęby,

Mam kolana, które nie klękną, kiedy mi ktoś coś dać ma,

Mam oczy, które nie płaczą, choć nie śmią się śmiać,

Więc można żyć.

Gadam tu i tam, a nie brakuje mi słów,

Przecież istotne jest to, co tam, a króluje ruch,

Wątpliwe jest posłanie, które odwagę mi wraca,

A brak wykształcenia dziś uzupełniam pracą,

Tak właśnie jest.

Można z wypukłym pępkiem mrugać i pić wina tokajskie

A potem pokornie chlipać wierszyki lokajskie,

Można kroczyć drogą wyjeżdżoną i nie oglądać się wstecz,

Można być łatwo poetą linijki nie zapisawszy,

Jak wielu to czyni.

Dać tępym poczucie lordów, być nadwornym balwierzem,

Mieć rozbitą mordę i pyskować o niczym,

Śpiewać damom strofy o chmurach i być obity kijem,

Potem przeprosić niepewnie i cieszyć się, że się żyje,

Tak można przeżyć.

Ale wybaczcie mi, proszę, wybaczcie, szanowni,

Że dotąd głowę noszę, którą mam do myślenia,

Ja rozmaitym gremiom nią smutki rozpraszam,

Ale też do szyi mi nie śnieży, co w zasadzie jest plusem

Dla mych migdałków.

I choć tu i tam mam guza, zwłaszcza pod łysiną,

Jednak wewnątrz jest kula1 - kształt, który cieszy,

I szydercy przyznają "Toć głowa", można powiedzieć,

Skoro po niej go poznają i panowie urzędnicy

Pieczątka, podpis.

Ma głowa jest teraz wzięta, bez zbędnych uprzedzeń,

Wystarczy zapytać kata o treść jego orzeczeń,

Jest ekspertem, bezspornie, głowy to chleb jego powszedni,

I może zademonstrować, do czego są potrzebne:

Po prostu do życia.

Jest więc głowa pod dachem2 albo może w peruce

I brak tylko w tym duchu przejęcia jej na ręce,

Jest zwyczajnym, że pięć palców ma każda ręka zdrowa

I nieco musisz wycierpieć, nim poznasz, gdzie jest prawa

A gdzie lewica.

Wiedz, miły tworze Boży: to da się potwierdzić,

Że lepiej niźli towar jest ręce spieniężyć

I stwierdzą to ci, co żebrzą, i rozrzutni, i skąpi,

Że za głowę nikt nie da, ile za pięć palców kupi,

Z praktyki.

Gdybyś miał głowę zdatną, kiedyś ci się poszczęści,

Że butem będzie kopana i zwiążą ci nadgarstki,

Lecz poczciwiec i pasożyt łokciami przed tłumem bronić się może

I pięścią może uderzyć, zanim rozbije swą głowę

Waląc o mur.

Masz cudze ręce ściskać i z kamienną twarzą

Masz zawsze coś ryzykować, gdyś mocny w ramionach,

Możesz oskubać serce na dłoni lub zadusić pisklę,

Potem starczy trochę pokuty i płaczu decylitr,

Lud tego chce!

Choć ogolony, umyty, przecież trochę brudny,

Masz dobre uczucia tłumić, ba, nie mieć płci,

Możesz kopać, lecz zawsze w pośpiechu, i głupocie schlebiać,

Gdyż implantacja garbu jest warunkiem sukcesu,

Świat tego żąda!

Więc pardon, taki już los, że przeklinają wszyscy,

Iż dotąd garb nie wyrósł na moim grzbiecie,

Jako dziecię spałem skurczony, bo męczyli mnie postem,

I choć wyprostowany chodzę, karzełkiem jestem wzrostem,

Co raczycie widzieć.

Inne dzieci dostały urodę, a mnie wróżki

Zechciały zrobić skrzatem, na przekór mej główce,

Gdy wyjęły mnie z kolebki, nie płakałem wcale,

Wsadziły mózg do czaszki i trochę gadane -

Dość smutny dar.

Wnet nogi wyprostowałem i wspomnienie mam takie,

Że na początku ujrzałem, iż posiadam mamę,

Lecz poznawszy rodzinę, doznałem pierwszej konfuzji:

Choć mamę mam tylko jedną, matek mam całe mnóstwo,

Które mnie chcą.

No, wierzę, że nie jest miłe, gdy dzieci spostrzegają,

Że jedna nazywa się państwem, inna znowu partią,

Że matką jest, kto tego żąda, jest matką ludzkie plemię,

Potem matką zowie się armię, a następnie Ziemię -

Mateczkę naszą.

Dorobiłem się szramy - cóż, darmo wyrzekać,

A że złościłem mamę, trudno teraz narzekać,

Potem dorosłem na tyle, bym uspokoił się ulegle,

Że matek posiadam kilka, lecz ojca tylko jednego,

Nareszcie pewność!

Jakże się z tego cieszyłem, że tatę posiadam,

Lecz powiedzieli, że i państwo mnie bierze za syna,

Potem ten, co go zwali słońcem, za tatkę się podawał,

Morderca tatą, lump tatusiem! odtąd aż do dziś dnia

Jestem adoptowany.

Choć umiem czytać i pisać, lecz tego nie jest dość,

Uczyłem się też kłamać - to broń przeciw podłości,

Kto dobrem odpowie na przemoc, wdzięczność zyska rzadko,

Bo na konopną koszulę kolejne konopie się zdadzą3

Gdy będziesz ją chciał łatać.

Dość żartów, przejdźmy do rzeczy: mnie mistrzowie uczyli,

Że zamiast żyć w klatce, lepiej nie mieć koszuli,

Teraz ani spodni nie mam i mróz chłodzi mi gnaty4plecy,

A mistrzowie tańczą, jak im zagrają, i pokrzykują z klatki,

Że niby ja zdradziłem!

Że niby - nienawiści nie ulec i złu siebie wystawić,

Gdy po twarzy mnie biją, drugi policzek nastawić,

A oni - kryza pod szyją a z oczu im zionie uraza,

I żaczka straszą dozorem5, gdy im w drzwiach się pokaże,

Słoneczka nasze.

Jeszcze mówili, że niby żebrać jest rzeczą niemożliwą,

Nie wolno przyjmować darów, pogardzać trzeba jałmużną,

A sami chodzą przeżarci, a wszyscy żyją z jałmużny,

Gdy wszyscy studenci obdarci i z oczu patrzy głód im,

Bieda z nędzą.

Ale, zostawmy mistrzów, niech ćwierkają na zamku,

Nie każdy jest dość bystry, by na urzędzie zasiąść,

Kto silny jest, a się wstydzi, niech obsługuje wiosło,

Kto ma gębę, ten się nadaje na sejmowe krzesło,

Albo na targ.

Możesz być mordercą, szewcem lub dramaturgiem,

Wtedy nie pójdziesz z drzewcem6, miałbyś być pragmatykiem,

Albo zostań pisarzem, miej pióro za suspensorium,

Nie umiesz nic? Bądź klawiszem! Impotent? Zostań cenzorem,

Albo kapusiem!

Bóg dał nam miejsca dosyć, wszystkim wedle przeznaczenia,

Lecz często, co denerwujące, diabeł te miejsca zamienia,

I tak z łotrów się stają prawnicy, a świadkowie z morderców,

Tak z artystów się robią górnicy, naukowcy z dysponentów

Na obraz swój.

Kiedy dozorca jest księdzem, kapłan zamiata ulice,

Kiedy lekarz przy zlewie stoi i pierze bieliznę,

Reaktora pilnuje błazen a rzeźnik wiersze pisze,

I z cenzora się robi redaktor, a władcą państwa szewc jest

Na obraz świata.

Ja pracowałem rękami, o chleb się troszcząc,

Swej głowie zaś powierzyłem dbanie o mądrość,

Lecz roztrzaskałem głowę, ocknąłem się na dole,

A tu mi chochlik pisnął, abym wymienił im role,

Że trzeba zmiany.

Ma głowa odtąd haruje, o chleb się starając,

A ręka podpiera to, co moralności wymaga,

Lecz otarłem się i o szewstwo, skarżyłem się na koziołek7,

Efekt - blizny na czaszce i sen niespokojny,

Jak nie kijem to pałką.

Szukałem właściwej drogi i w tym znalazłem pociechę,

Że gdy z głową połączę ręce, będę się cieszył sukcesem,

Lecz zapomniałem, niebożę, że choć szewców zdołam pobić,

To "koziołek" ma trzy nogi i trudno jest go odwrócić,

Górą grabarz.

Ręce z głową poszły do czorta, nasz pogląd będzie zgodny,

Że grabarz nie zna żartów, jest już z zawodu poważny,

Dyskutować chce tylko z martwymi i nie zna wolnych sobót,

Więc nie czekałem z innymi - po prostu za pas wziąłem nogi,

I jestem tutaj.

Morał: Dziś profesor i student wie, że kończą się żarty,

Gdy grabarz potrząsa trumną i czeka na wiwaty,

A że z poziomej pozycji raczej trudno wstawać,

Więc, wstań, oprzyj się na nogach i ręka niech ci pomaga,

A głową myśl!

1. koule - kula to kształt doskonały, ale w języku czeskim ma podwójne znaczenie - popularnie tak samo mówi się o "jajach" - "mít koule" znaczy "mieć jaja", czyli być mężczyzną, być odważnym2. dosłownie - w suchym, czyli pod przykryciem, ale pewnie chodzi o włosy3. być może chodzi o to, że konopie się młóci, żeby oddzielić paździerze, zanim się otrzyma miękkie włókno - brak oporu nie chroni przed kolejną "młócką"4. dosłownie: plecy5. postrk - to forma prawa wymierzonego przeciw włóczęgostwu, pozwalająca zatrzymać w areszcie i odwieźć do miejsca zameldowania dowolną osobę, która nie miała w dowodzie udokumentowanego zatrudnienia; w Czechach zniesiona dopiero w 1950 roku6. broń drzewcowa to klasa broni przeznaczonej do kłucia - piki, lance, kosy na sztorc itp.; w tym kontekście może być synonimem ludowego powstania, obywatelskiego oporu7. verpánek - potocznie po polsku "koziołek" to przyrząd szewski, kiedyś powszechny także w gospodarstwach: zydel trój- lub czteronożny z dwiema deskami pionowymi złączonymi śrubą, pozwalającą umocować but lub inny przedmiot.

See more
Karel Kryl more
  • country:Czech Republic
  • Languages:Czech, German, Slovak
  • Genre:Poetry
  • Official site:http://www.karelkryl.com/kryl/kryl-com/index_english.html
  • Wiki:https://cs.wikipedia.org/wiki/Karel_Kryl
Karel Kryl Lyrics more
Karel Kryl Also Performed Pyrics more
Excellent Songs recommendation
Popular Songs
Copyright 2023-2024 - www.lyricf.com All Rights Reserved